Św. Stanisław Kostka herbu Dąbrowa urodził się w 1550 r. w Rostkowie k. Płocka jako syn kasztelana zakroczymskiego. Miał trzech braci i dwie siostry. Rodzice wychowywali swoje dzieci w dyscyplinie, uczyli pobożności, uczciwości i skromności. Do 14 roku życia Stanisław pobierał nauki w domu rodzinnym. Na dalszą naukę został wysłany wraz z bratem Pawłem do Wiednia. Początkowo nauka młodzieńców szła trudno, ale pod koniec trzeciego roku należał do najlepszych uczniów. Władał płynnie językiem ojczystym, niemieckim, łacińskim i trochę greckim. Trzy lata pobytu w Wiedniu – to okres rozbudzonego życia wewnętrznego w życiu Stanisława, który znał wówczas tylko trzy drogi: do kolegium, kościoła i domu. Wolny czas spędzał na modlitwie, lekturze oraz zadawaniu sobie pokuty łącznie z biczowaniem się. Taki tryb życia nie podobał się bratu, wychowawcy i kolegom. Uważali to za rzecz niemoralną, a nawet niebezpieczną dla zdrowia. Dlatego w dobrej wierze usiłowali słowem a nawet biciem wyleczyć go i skierować na drogę normalnego postępowania. Intensywne życie wewnętrzne, nauka i praktyki pokutne tak osłabiły młody organizm chłopca, że ciężko zachorował. Według relacji św. Stanisława – kiedy był bardzo chory, a nie mógł otrzymać Wiatyku, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić katolickiego kapłana, wtedy św. Barbara, patronka dobrej śmierci, nawiedziła jego pokój i przyniosła mu ów Wiatyk. Również w tej chorobie zjawiła się Świętemu Matka Boża, od której doznał cudownego uleczenia. Zaraz po uzdrowieniu postanowił wstąpić do jezuitów. Niestety ojciec Stanisława nie wyraził zgody – Stanisław zdobywa się na heroiczny czyn, organizuje ucieczkę do Augsburga, aby tam wstąpić do upragnionego zakonu. W ucieczce pomaga mu jezuita Franciszek – Antoni, dał Stanisławowi list polecający go do prowincjała Piotra. Jego podróż do Augsburga, a potem do Dylingi, obrosła wieloma legendami. Faktem jest jednak, że spowiednik przyszłego świętego zeznał, iż jego penitent zwierzył mu się, iż w drodze otrzymał Komunię św. z rąk anioła, gdyż nie mógł jej przyjąć w kościele protestanckim. W Augsburgu nie zastał prowincjała, udał się więc do Dylingi. Cała trasa z Wiednia do Dylingi wynosiła ok. 650 km. Trafił na moment krytyczny. Oto dwaj zakonnicy z Polski rzucili habit i przeszli na protestantyzm. W takiej sytuacji o przyjęciu Polaka nie było mowy, ale po długiej dyskusji Stanisław został przyjęty na pomocnika do kuchni. Po kilku tygodniach doceniono jego pokorę, pracowitość i pobożność i skierowano wraz z dwoma innymi kandydatami do Rzymu. Całą trójkę umieszczono w nowicjacie przy kościele św. Andrzeja. Stanisław wnet zwrócił na siebie uwagę pokorą i pobożnością oraz umysłem. Ojciec Stanisława postanowił za wszelką cenę wydostać syna z klasztoru. Lecz żywot świętego Stanisława potoczył się tak, że przełożeni zakonu pozwolili młodzieńcowi wiosną 1568 r. złożyć śluby zakonne. Był to najszczęśliwszy dzień w życiu Stanisława. Nagle 13.08 młody zakonnik zachorował na malarię. W wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny objawy choroby stały się bardo krytyczne. Była północ, kiedy zaopatrzono chorego na drogę do wieczności. Ojciec Warszewicki naoczny świadek zeznał, że gdy podano mu różaniec, nagle twarz Stanisława zajaśniała tajemniczym blaskiem. Kilka minut po północy 15.08.1568 r. św. Stanisław przeszedł do wieczności. Koledzy jego powiadali, że zawsze prosił w swoich modlitwach Maryję o to, by dane mu było umarierać w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Panny. Prośba została spełniona. Wbrew zwyczajowi zakonu zwłoki młodzieńca przystrojono kwiatami, a ciało włożono do drewnianej trumny, co również w tamtych czasach w zakonie było rzadkim wyjątkiem. Na obrzędy pogrzebowe przybył do Rzymu brat Paweł. W dwa lata później, gdy otwarto trumnę Stanisława, znaleziono jego ciało nietknięte rozkładem. W 1605 r. papież Paweł V zezwolił na zawieszenie obrazu Stanisława w kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie. Papież Klemens XI wydał dekret kanonizacyjny, a samego aktu kanonizacji dokonał jego następca Benedykt XIII w 1726 r. 200 lat później w 1926 r. sprowadzono do Polski część relikwii Świętego. W uroczystościach wziął udział sam prezydent państwa Ignacy Mościcki. Relikwia głowy św. Stanisława znajduje się w nowicjacie jezuitów w Gorhein. Ciało spoczywa w kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie w jego ołtarzu po lewej stronie. Wielu polskich pielgrzymów po złożeniu hołdu Namiestnikowi Chrystusa udaje się do tego kościoła, by pokłonić się szczątkom polskiego świętego. Św. Stanisław Kostka jest patronem Polski (od 1671 roku) i Litwy, archidiecezji łódzkiej i warszawskiej, diecezji chełmińskiej i płockiej, Gniezna, Lublina, Lwowa, Poznania i Warszawy. Jest też patronem studentów oraz nowicjuszy i nowicjuszek, alumnów, polskiej młodzieży a także Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM).
Wśród łąk i lasów ziemi radłowskiej położona jest mała wioska Wał – Ruda. To rodzinna miejscowość Karoliny Kózkówny. Najbliżej lasu usytuowany był jeden z przysiółków Wał-Rudy – Śmietana. W nim to znajdował się dom rodziny Kózków. Jan i Maria Kózkowie mieli jedenaścioro dzieci. Karolina przyszła na świat, jako czwarte dziecko w dniu 2 sierpnia 1898 r. Karolina była skromną dziewczyną o wyrazistych rysach i bujnych, kasztanowo – rudawych włosach. Naukę rozpoczęła w szkole wiejskiej w 1906 r. Była to tzw. szkoła czteroklasowa – nauka trwała sześć lat. Duchową sylwetkę dobrze zdają się odzwierciedlać nadawane jej przez otoczenie określenia: „prawdziwy anioł”, „najpobożniejsza dziewczyna w parafii”, „pierwsza dusza do nieba”. Codzienne życie Karoliny w pełni uzasadniało powyższe określenia. Bardzo gorliwie uczestniczyła we Mszy Świętej i tak długo, jak było możliwe, adorowała Pana Jezusa w tabernakulum. Miała wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej. Szczególnie w okresie Wielkiego Postu towarzyszyła Jezusowi Cierpiącemu, odprawiając Drogę Krzyżową, uczestnicząc w niedzielnych Gorzkich Żalach, ofiarowując Zbawicielowi związane z tym niedogodności i wyrzeczenia. Najświętsze Serce Jezusa czciła w każdy pierwszy piątek miesiąca, przystępując do spowiedzi i przyjmując Komunię św. wynagradzającą. Wobec Najświętszej Dziewicy żywiła dziecięcą ufność oraz miłość, mawiając o Niej „moja Matka Boża”. Codziennie odmawiała różaniec. Modlitwa ta dostarczała jej wiele wewnętrznej radości. Gorąca miłość ku Bogu objawiała się w posłuszeństwie Bożym przykazaniom. Była wzorową uczennicą. Ze szczególnym zamiłowaniem uczyła się religii. Znajomość prawd Bożych pogłębiała przez czytanie Pisma Świętego, żywotów świętych oraz innych książek i czasopism religijnych. W pracy była niestrudzona. Pomagała rodzicom oraz sąsiadom, głównie w pracach polnych, służyła rodzeństwu, między innymi szyjąc dla nich odzienie. Była bardzo wrażliwa na cierpienia innych, zwłaszcza chorych, którym starała się pomóc na miarę swych możliwości. Swą życzliwością i dobrocią wprowadzała w otoczenie dużo optymizmu i radości. Apostolska działalność Karoliny uzewnętrzniała się w znacznej mierze w działalności grup parafialnych. Były to: Apostolstwo Modlitwy, Bractwo Wstrzemięźliwości, Żywy Różaniec. We wszystkich była jedną z pierwszych zapisanych osób. Działała w nich bardzo aktywnie. Działalność ta musiała być bardzo owocna, skoro proboszcz Zabawy, ks. Wł. Mendrala, zapewniał, że Karolina była mu prawą ręką w organizowaniu życia parafialnego. Podobną apostolską gorliwość ujawniała w rodzinnym przysiółku, pomagając swemu wujowi Fr. Borzęckiemu w prowadzeniu wioskowej czytelni. Tak schematycznie zarysowana postać Karoliny, prosta i czytelna, zawiera jednak w sobie pewną tajemnicę. Otóż z jednej strony jej skromne, wiejskie życie daje się zamknąć w stosunkowo niewielu zdaniach. Z drugiej jednak, zwłaszcza przy bliższym zaznajomieniu się, dostrzega się u niej wielkie bogactwo życia religijnego; jakby namacalnie odczuwa się obecność łaski Bożej. Z jednej strony – jak zeznają naoczni świadkowie – jej postępowanie mieściło się w ramach zwyczajnej, choć gorącej pobożności wiejskiej. Z drugiej zaś, ci sami świadkowie, ludzie religijni, dają wyraz przekonaniu, iż Karolina w swym życiu nie popełniła nawet grzechu lekkiego, a jej cnoty nosiły znamię heroiczności. Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, dotychczas ciche równiny nadwiślańskie zaroiły się od wojska. Wszędzie było pełno kwaterujących żołnierzy. Nie ominęli też i Wał-Rudy, gdzie pojawiły się wojska rosyjskie. Mieszkańców ogarnął przestrach wobec niewiadomej przyszłości, zwłaszcza, że w wiosce pozostali nieliczni mężczyźni, przeważnie zaś dzieci i kobiety. Już w pierwszym dniu pobytu wojsk okupacyjnych jakiś żołnierz wszedł do domu Kózków. Karolina, która siedziała wtedy przy maszynie i szyła, poderwała się natychmiast i wyszła z izby. Żołnierz nie wyrządził jednak nikomu żadnej krzywdy; poczęstowany jedzeniem odszedł. Najtragiczniejszym dniem dla rodziny Kózków stał się dzień 18 listopada. Rankiem 16-letnia Karolina chciała pójść do kościoła, mówiąc matce, że czegoś się boi. Matka jednak uważała, że bezpieczniej będzie dla córki, gdy zostanie w domu. I tak się stało. Matka z córką Teresą poszła do kościoła a Karolina została w domu razem z ojcem, siostrą Rozalią i małym bratem Władysławem. Nagle do domu wszedł uzbrojony żołnierz rosyjski. Karolina przygotowywała śniadanie, ojciec robił obrządki w oborze. Uzbrojony żołnierz, rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie są wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i natychmiast poleciła młodszej siostrze Rozalii przywołać ojca. Ojciec usłyszał to samo pytanie. Gdy zauważył jednak, że to pytanie jest tylko pretekstem, starał się odwrócić jego uwagę i poczęstować żołnierza posiłkiem, ale ten zignorował zaproszenie. W tym czasie Karolina próbowała wymknąć się z domu, ale żołnierz zastąpił jej drogę chwycił ją za rękę i kazał jej i ojcu ubierać się w drogę, niby do komendanta. Protesty tylko go rozwścieczyły. Po wyjściu z domu, żołnierz nakazał marsz w kierunku lasu. Wkrótce napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy i nakazał powrót do domu. Ten błagał, aby to córka mogła wrócić do domu, a on sam pójdzie z nim dalej. Rozwścieczony żołdak, zaczął grozić ojcu, który przestraszony i sterroryzowany zawrócił, udając się do swego szwagra. Po przyjściu, w przerażeniu powtarzał: „W lesie… Karolina… żołnierz”. Karolina zaś została sam na sam z uzbrojonym bandytą, który przemocą prowadził ją w głąb lasu. W pewnym momencie dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków. Po powrocie do wsi, opowiedzieli o tym, co widzieli. Cała wieś ruszyła na poszukiwanie Karoliny, ale bez efektu. Dla rodziny Kózków nastały trudne dni, szczególnie dla ojca, który nie mógł sobie darować, że dał się sterroryzować zbrodniarzowi i opuścił swoje dziecko. Dopiero po dwóch tygodniach, 4 grudnia, jeden z mieszkańców wioski, zupełnie przypadkowo natknął się na martwe ciało Karoliny. Było na nim wiele ran, które zadał napastujący ją żołnierz. Z powodu tych ran Karolina zmarła. Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem jej kultu. Pomimo trwających działań wojennych zgromadziło się ponad 3 tysiące wiernych. W wygłoszonych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. W całej parafii panowało głębokie przekonanie o świętości życia Karoliny i o tym, że życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości. Z biegiem miesięcy i lat, pomimo nieszczęść straszliwej wojny, pomimo czasowego wysiedlenia ludności i trudnych chwil powojennych, osoba Karoliny nie odchodziła w niepamięć. W kilka miesięcy po bolesnych wydarzeniach, na miejscu odnalezienia ciała postawiono wysoki krzyż z figurką Zbawiciela oraz tablicę marmurową u stóp tego krzyża z napisem: „Ku pamięci szesnastoletniej Karoliny Kózkównej zamordowanej 18 listopada 1914 r.”. Dnia 10 czerwca 1987 roku podczas Mszy św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkówną błogosławioną. Jako młoda dziewczyna, która oddała życie, broniąc swojej czystości, stała się patronką Ruchu Czystych Serc. Jest także patronką diecezji rzeszowskiej, a także Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.